Uncategorized

Cześć, dzień dobry

Cześć, jestem Eliza i jestem mamą małego ślimaczka. Do założenia tego bloga zbieram się już dwa lata, wszystkie wspomnienia zawsze skrupulatnie spisywałam, nie tylko w moim sercu i głowie w sposób „wirtualny”, ale również w pdf na własnym laptopie. Każdego dnia kiedy pisałam nową notatkę myślałam sobie, czy to jest już ten dzień żeby podzielić się moją historią, w zasadzie naszą historią, naszą mała tragedią (no bo nie ukrywajmy ludzie mają większe problemy niż ten o którym zaraz Wam napiszę). Żaden dzień nie wydawał mi się odpowiedni, ale dzisiaj kiedy zobaczyłam bloga mojej koleżanki, która od niedawna też jest mamą ślimaczka, znalazłam w sobie tą siłę i pomyślałam napisze Wam, a co!

Myślę sobie, że ten blog będzie ciekawą historią dla tych, których ten problem na szczęście nie dotknął, ale też dobrym wsparciem dla tych, którzy są na początku tej ciężkiej drogi. Najbardziej liczę jednak na to, że będzie to super miejsce do wymiany doświadczeń, bo nie ukrywam, że ja też dużo bazuję na bardziej doświadczonych rodzicach.

Ale do rzeczy kochani, bo mi stąd pouciekacie zaraz. Oto historia mojego największego szczęścia, mianowicie mojego synka Ignasia, który urodził się 17.02.2017 roku. Nasz mały, wielki cud, na który z mężem bardzo czekaliśmy, o który tak bardzo się staraliśmy i który był zaplanowany od a do z. Cała ciąża w zasadzie mi służył,  no poza paroma omdleniami  na samym początku ,kolką nerkową w 5 miesiącu i gabarytami podobnymi do słonia na końcu ciążyJ Żadnych powikłań, żadnych leków, a już na 100% możecie być pewni ZERO ALKOHOLU CZY INNEGO TYPU UŻYWEK !!! ( Apel do wszystkim kobiet w ciąży, na czas kiedy pod sercem nosicie największy cud, odstawcie używki) No więc cała ciąża super, witaminki, suplementy, zdrowy tryb życia i 14.02 tak, tak w walentynki dostałam skurczy, co prawda przepowiadających, no ale ja o tym nie wiedziałam, przecież rodziłam pierwszy raz, co nie ?!:D

Położyli mnie w szpitalu 3 dni wymęczyli i wypuścili bo NIC SIĘ NIE DZIAŁO, Igiemu się nie spieszyło. 17.02 o 2 w nocy wylądowałam w szpitalu z sączącymi się wodami, wiadomka będę rodzić no i po 12 godzinach jest na świecie NASZ CUD nasz malutki Ignaś poród ciężki, młody owinięty pępowiną, nie może wyjść ja już zdycham na tym łóżku serio błagam żeby to się skończyło, żeby ratowali młodego. Mój ginekolog, bohater pomaga mi wydostać Igiego na świat. JEST JEST, ale co ale nie słyszę krzyku już mi wiruje w głowie czuję jak tracę kontakt z rzeczywistością i słysze jak położna go bije raz drugi trzeci i nagle łapanie powietrza, mój dzielny chłopczyk ODDYCHA, ŻYJE. Wracam czuje rękę męża, widze jak się uśmiecha, dostaje malca na piersi, jestem najszczęśliwsza na świecie, potem tylko radość już nic nie jest w stanie zakłócić mojego szczęścia i harmonii, jesteśmy tylko my, nasza 3. Czarek mega dzielny przecina pępowinę i idzie z pielęgniarkami ubierać naszego szkraba a ja wiadomo opieka poporodowa, pozwólcie, że ominę  ten mało przyjemny wątek ;D

Jesteśmy na sali ja, Igi i tata Igiego, gdzieś przewinęła się moja mama z moją teściową (musicie wiedzieć, że moja teściowa jest pielęgniarką anestezjologiczna i cały poród była przy mnie. Dziękuję Ci mamo w tym momencie. Moja rodzicielka, nie była w stanie, ona z różańcem gdzieś tam latała i się modliła, w końcu jedyna córunia rodzi pierwszego wnuka :D) No, ale gdzie ja to skończyłam aaa, cieszymy się sobą, ja nie potrzebuje nic i nikogo obok, oprócz oczywiście małego zawiniątka, które od samego początku wyczuło słabość matki i spało przy niej.  W łóżeczku płacz, u pań pielęgniarek niespokojny, przy mamusi aniołek, teraz już wiem, że on mnie po prostu czuł….

Druga doba, przychodzi do mnie jakaś młoda, nowa pielęgniarka i tłumaczy mi, że teraz czas na przesiewowe badanie słuchu, patrzę na nią, udaje, że wiem o czym mówi ( chociaż nie wiem, no bo skąd, to moje pierwsze dziecko) ale wiadomo zgadzam się na to badanie, wkłada małemu słuchawki do ucha i mówi spokojnie, to tylko rutynowa kontrola, ale nagle robi się blada…. Ja już czuję, że coś jest nie tak…. Wyjmuje, przeciera, wkłada raz jeszcze, znowu wyjmuję, masuje koło ucha, coś wyleciało, trochę wody, wkłada znowu. Ja się pytam jej co się dzieje, a ona nic nic. Wkłada do drugiego ucha uśmiecha się i mówi, słowo w słowo to co teraz Wam napiszę „Spokojnie, synek ma pewnie jeszcze wodę w uszach, powtórzymy to badanie jutro, proszę go nakarmić i odpocząć „nooo fajnie myślę sobie coś jest nie tak, nie chcą mnie denerwować. Zaczynam googlać, to badanie i już wiem wiem, że młody nie słyszy. Mogą sobie do mnie przyłazić i mnie zapewniać, mogą robić mu to badanie 1000 razy, ja już moją matczyną intuicją wiem, że jest ŹLE.

 Jak się domyślacie, następnego dnia ta sama sytuacja, badają, nic nie wychodzi, jedna Pani, za chwile przychodzi bodajże oddziałowa, badanie znowu nie wychodzi. W końcu mówi,  żeby mi pokazały co wychodzi i przestały go męczyć. Pierwszy raz jestem jak lwica. Wtedy dostaję informację, że Ignasiowi nie wychodzi badanie słuchu, że dostanie skierowanie na kontrolę do Radomia na Józefów, tam zrobią mu BERĘ (ABR auditory brainstem response, czyli „słuchowa odpowiedź pnia mózgu”), to inaczej badania potencjałów słuchowych, które jest przeprowadzane podczas snu fizjologicznego dziecka. Termin mamy na maj, tylko dzięki mojemu tacie, który prawie wyciągnął Panią rejestratorkę zza okienka, kiedy powiedziała mu, że na przyszły rok ma terminy. Ludzie na przyszły rok ??? Przecież pierwszy rok słuchowy dla dziecka jest najważniejszy, jakie opóźnienia w rozwoju miałby mój syn, gdyby nie interwencja taty. Co z tymi ludźmi, co z tym NFZ????? Na to ponarzekam później, do rzeczy.

Trzy miesiące sprawdzania Igiego, celowo włączanie suszarki, odkurzacza, upuszczanie metalowych przedmiotów na podłogę, reakcji brak… Ja już wie,  już czuje, rodzina tłumaczy mi, że ma głęboki sen, że będzie dobrze, sami w to nie wierza, ale każdy przed każdym, przed każdym udaje twardziela. Naszedł maj, data badania….. chcecie wiedzieć co nam wyszło, jak sobie poradziliśmy, co było dalej? Zapraszam Was na mój kolejny wpis, zdradzę parę szczegółów, które mogą się przydać każdemu , kto jest w takiej sytuacji w jakiej my byliśmy 2 lata temu.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *