Uncategorized

Reimplantacja

Cześć kochani, miałam Wam dzisiaj napisać jak cudownie jest mieć słyszące dziecko i co robiłam, żeby Igi dostał drugi implant w tempie przyspieszony, ale całkowicie zapomniałam, że my przecież po drodze mieliśmy jeszcze dosyć nieprzyjemną przygodę, ale po kolei.

Jak wiecie, bo chyba Wam wspominałam, a nawet na pewno Wam wspominałam pierwsze kroki w słyszeniu Ignaś stawiał w Opolu, to wlaśnie tam się przeprowadziliśmy kiedy byłam w 5 miesiącu ciąży, bo tam mój mąż dostał przydział i jako wojskowy nie bardzo miał możliwość wyboru, no więc ja jako wierna i dobra żona spakowałam całe nasze życie i na 3 auta, my teście ze szwagrem i moi rodzice z moim bratem ruszyliśmy na podbój OPOLA. 2 dni zajęło nam upchnięcie całego naszego życia w 54m2 w jednym z opolskich mieszkań. Mieszkaliśmy tam równo dwa lata i kiedy już myśleliśmy o osiedleniu się tam na stałe, bo szanse na przeniesienie do innej jednostki (bliżej domu i przede wszystkim Kajetan) mój mąż miał znikome dostaliśmy pozwolenie ze względu na sytuację naszego synka na przeniesienie do mojego rodzinnego miasta jakim jest Radom. No więc znowu całe nasze życie wraz z wieloma nadbagażami no bo sami wiecie ile jest mandżurów jak się ma niespełna 2 latka w domu przenieśliśmy się do moich rodziców, niby na chwilę zanim Czarek nie załatwi wszystkich spraw w Opolu i nie kupimy mieszkania w Radomiu, ta chwila trwała całe 8 miesięcy rozłąki. Nie wpłynęło to pozytywnie, jak możecie się domyślić na rozwój Igiego, nauczony,że tata zawsze o 15.30 jest w domu, musiał się przyzwyczaić do co weekendowych spotkań z tatą i życia z dziadkami. Wiadomo wszak, że u dziadków jest najlepiej na świecie, bo dziadki pozwalają na wszystko, dobrze że nie osiwiałam przez ten czas 😀 a tak serio, to wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że ja święcie przekonana, że to WSZYSTKO potrwa chwilę przeniosłam całe nasze życie do Radomia począwszy od karty zdrowia dziecka po całą rehabilitację, a musicie wiedzieć, że do Radomia od rodziców mam około 60 km, więc niby nie daleko, ale jednak wiecie jak to jest 3 razy w tygodniu ciągnąc dziecko na zajęcia godzina drogi, godzina rehabilitacji, godzina powrotu no masakra, a jeszcze w godzinach szczytu korki…. No nie był to łatwy czas. Kiedy wreszcie udało się mojemu mężowi przenieść do jednostki do Radomia, postanowiliśmy, że zamieszkamy u mojej babci, bo wszystko będzie po prostu prostsze. Moja babcia ma dwa pokoje i mieszka sama, więc jeden pokój oddała nam i jakoś się tam pomieściliśmy, oczywiście w miedzy czasie załatwialiśmy sprawy związane z zakupem mieszkania i uczęszczaliśmy już razem na rehabilitację to był najlepszy czas Igiego, tak się cieszył, że wreszcie ma tatę codziennie, że ruszył całkowicie z mową, zaczął powtarzać samogłoski naśladować zwierzęta, nasze szczęście sięgało już chyba maxa.

Wreszcie znaleźliśmy idealne mieszkanie, dogadaliśmy się co do sprzedaży, Igi zasuwał z mową, wiedzieliśmy, że jesteśmy we właściwym miejscu, wszystko co było nam potrzebne do szczęścia mieliśmy i wtedy tego ferelnego dnia, kiedy rano mieliśmy podpisać umowę przedwstępna kupna mieszkania Igi biegł z dużego pokoju u babci do mnie do małego pokoju i….. potknął się o walizkę, która stałą pod samym regałem do dzisiaj nie wiemy jak to zrobił i jakim cudem Czarek go nie złapał, on po prostu w magiczny sposób przeleciał mu przez ręce i z własnej wysokości uderzył o regał… jak możecie się domyślić rozciął ucho… to implantowane, krew się leje my na tempa bez niczego tak naprawdę zbieramy się do szpitala, w szpitalu jak to w szpitalu mają nas w nosie, bo przecież nic strasznego się nie dzieje, tłumaczenia że on nie słyszy bez implantu a nie możemy mu założyc na to ucho na nic się nie zdają, wreszcie bo mojej interwencji jaką musiała być oczywiście kłótnia z lekarzem łaskawie zszywają Igiemu ucho i zakładamy mu implant i okazuję się, że …. że reakcje nie są już takie same…. najpierw tłumaczyliśmy to sobie rozerwanym kabelkiem, więc spakowaliśmy się i pojechaliśmy do moich rodziców, gdzie mieliśmy zapasowy sprzęt,żeby wymienić te kable, spotkanie dotyczące kupna mieszkania odeszło w zapomnienie, najważniejszy był Igi, spotkanie dotyczące ustawienia procesora za tydzień, ale ja już tego dnia wiedziałam, że coś tam się popsuło, że Igi nas nie słyszy…. Oczywiście nasze, a w zasadzie moje przypuszczenia się potwierdziły i w Kajetanach w ten pamiętny paskudny piątek dowiedzieliśmy się, że Igi nie słyszy, ponieważ na 12 diod działają tylko 2, a to jest zdecydowanie za mało dla przepływu impulsu do mózgu i rozumienia mowy. Załamaliśmy się, no ale co zrobić, czekaliśmy na termin reimplantacji, rehabilitacja trwała cały czas, ale nie było żadnych skutków, Igi przestał mówić, słyszeć rozumieć, mój świat zawalił się po raz kolejny, codziennie wisiałam na telefonie do Kajetan i błagałam żeby znaleźli termin dla mojego syna. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, nic mnie nie cieszyło, nawet kupno tego mieszkania, nawet to, że jesteśmy razem. Razem z naszą logopedą Panią M. stwierdziłyśmy, że Igi to nie to samo dziecko, był nerwowy, nie chciał ćwiczyć, nawet bawić się nie chciał. Wycofał się totalnie ze wszystkich codziennych czynności a ja razem z nim, jedyne o co dbałam to wiszenie na telefonie do Kajetan i podstawowe czynności życiowe spanie, jedzenie, higiena, tulenie mojego dziecka i codzienny płacz pod prysznicem.

Wreszcie po miesiącu znaleźli dla nas termin, taaak jedziemy ciszymy sie jak głupi na operację, bo wiemy, że wymienią mu ten kabelek, ze znowu zaczynamy… no ale właśnie zaczynamy od początku, kiedy już byliśmy na 20 dB teraz zaczynamy od 90dB i ustawień od zera, dlaczego ?? Bo pobudzamy od nowa nerw… co zrobić nie mamy wyjścia zaczynamy od podstaw, ale ciszymy się, dajemy rade, już wiemy jak to będzie wyglądało, co mamy robić, od czego zacząć, nasza Pani logopeda, daje radę razem z nami i jedziemy z tym koksem od nowa od początku, ale wiecie co, poszło nam to wszystko duużo szybciej, nie wiem do dzisiaj czy to jest zasługa naszego mądrego dziecka, czy tego, że już wiedzieliśmy co i jak, na co zwrócić uwagę co zrobić żeby dotrzec od pkt w którym już byliśmy.

Dzisiaj jednogłośnie z naszymi rehabilitantami stwierdziliśmy, że gdyby nie ten incydent, Ignaś dzisiaj mówiłby pełnymi zdaniami, bo byliśmy na naprawdę dobrej drodze, no ale co zrobić, życie daje w kość, płata figle, jak to mówi pewna piosenka: “Życie jest małą ściemniarą,Wróblicą, wygą, cwaniarą,Plącze nam nogi i mówi: Idź!” i my poszliśmy tą drogą, którą zgotował nam los, daliśmy radę, dajemy codziennie i wiecie co, Kajetany to nie jest fabryka jak to mówią, przeważnie Ci, którzy nie mają z tym Instytutem żadnej styczności, to klinika dająca możliwość na normalnie życie naszym dzieciom i nie tylko, bo implanty są wszczepiane również dorosłym. Codziennie dziękuję prof. Skarżyńskiemu, że wymyślił i opatentował implanty ślimakowe, to cudowny człowiek niezwykle empatyczny i troskliwy i wiem co mówię, miałam przyjemność z nim porozmawiać, ale o tym następnym razem.

Dzisiaj już kończę i idę się cieszyć rodzicami, bo jesteśmy znowu u dziadków uwielbiamy tu być, spędzać czas wszyscy razem.

Korzystając z okazji serdeczne życzenia dla mojej teściowej, która jutro obchodzi jubileusz swoich urodzin 18 oczywiście 🙂 Mamusiu, żyj nam 100 lat i uśmiechaj się każdego dnia, bo Twój uśmiech,zdrowie i szczęście jest dla nas bezcenne <3 :*

Igi z babcią Marysią naszą jutrzejsza Jubilatką i prababcią Tereską
W drodze do dziadków 🙂
Cały nasz świat, na chrzcinach u Poli, taki mały zwiastun bo jak widzicie Igi ma tutaj już dwa implanty 🙂

Jeden Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *