Wpis codzienny!

Zasada 80 na 20 w małżeństwie.

Co jest nie tak, że pary się rozwodzą, że małżonkowie przestają umieć ze sobą rozmawiać, a może wcale nigdy tego nie umieli, tylko im się wydawało, że umieją. Po prostu, kiedyś, nie było problemów, nie było wspólnego mieszkania, obowiązków, rachunków, pracy, dzieci. Była beztroska. Spotkania, kiedy się miało ochotę i spełnianie zachcianek, bo kasę dawali rodzice, ewentualnie coś tam się zarobiło na WŁASNE potrzeby. Więc jak to się mówi było słodko pierdząco. Czemu coraz więcej par się rozstaje, czemu teraz małżeństwa zawiera się sporadycznie i jesli już, to dopiero po 25, ba nawet po 30 roku życia. Pęd za karierą, myślenie tylko o sobie. Chcemy mieć więcej, chcemy żyć wygodniej.

Od pewnego czasu, coraz bardziej zagłębiam się w ten temat, dlaczego? Co mnie, to obchodzi. A no właśnie… Tak sobie siedzę i rozkminiam niektórych blogerów, instagramerow, czy tam youtuberow (czy jak, to się tam pisze), którzy dużo gadają, wszystko wiedzą, mają zdanie na każdy temat i tak się właśnie zastanawiam, czy kiedykolwiek byli w sytuacji o której mówią?  Czy to wszystko o czym gadają jest z d..y wzięte. Zasada 80 na 20, mówi o tym, że małżenstwo, (oczywiście z właściwą osobą), jest w stanie zaspokoić 80% naszych potrzeb. Ale zawsze kusi nas to 20%, ktorych nam brakuje. Szukamy ich np. w koleżance z pracy, bo ona nie lata w dresie, jak moja żona, tylko zakłada szpilki i mini. Bo ona, ma czas na zumbe i drineczka, a moja żona, w tym czasie, to obiad gotuje, a wieczorem usypia dziecko, więc drineczek nie dla niej. Bo jak już uśpi, to marzy o tym, żeby się wykąpać ogarnąć chatę i się położyć. Pamiętaj że, Twoja żona, też kiedyś latała w mini i jak odchowa dziecko, Wasze dziecko, to te czasy pewnie wrócą. Pamiętaj, że jak Twoja żona odda malucha pod opiekę babci i się odwali, to Ci oczy zbieleją. Pamiętaj, że ta 20 procentową, jest fajna dlatego, że jest dla Ciebie nieosiągalna. Ale ona Ci obiadku nie ugotuje, ona nie będzie przy Tobie w złych chwilach, ona potrzebuje Cię tylko do zabawy, do rozrywki, a gacie to niech żona pierze. Albo ona wg Ciebie nie będzie chciała bo są bardziej atrakcyjni bezdzietni koledzy.

O co mi kaman z tymi małżeństwami, z tymi związkami, z umiejętnością rozmowy. A no właśnie o to, że od tego się zaczyna. Najpierw poznajemy kogoś, wiadomo, że ten ktoś musiał nas zaciekawić wyglądem, a nie osobowością. Pierdzielenie o wnetrzu na 1 randce, jest naprawdę słabe. Nie zauroczysz się czyjaś osobowością, jeśli ma mordę jak zombie. No bez kitu, nie oszukujmy się. Więc tak, najpierw wygląd, później zaczynamy się poznawać, więc dopiero, po nie wiem, miesiącu, można gadać o osobowości albo nam odpowiada albo nie. Załóżmy że nam odpowiada, zauroczenie jeszcze działa, widzimy wszystko przez różowe okularki, każda wada naszego partnera, jest jego zaletą. Nie słuchamy nikogo trzeźwo myślącego, nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Chodzi mi o to, że zaczynamy się poznawać i teraz są dwa typy związków, takie, które ewoluują i takie, które tego nie robia. Te które nie ewoluują wygladaja przeważnie tak, że jedna osoba jest bardziej zaangażowana od drugiej. Jedna by chciała ślubu, druga niekoniecznie. Komunikacja, to coś śmiesznego, bo gdyby serio pogadali, to już by dostrzegli, że ich priorytety są różne, ale nie, oni brną dalej. W końcu po x latach, zamieszkują razem, przeważnie bez ślubu, bo na co komu to. Ona spełnia się zawodowo, on też. Imprezy, znajomi, drogie wycieczki, zakupy ponad plan, spełnianie każdej zachcianki, stać ich przecież i BACH rodzi się dziecko. Nie wnikam czy planowane czy nie. Zaczyna się jazda. Nie chcę generalizować ale przeważnie, wiek rodziców 30+ (bo przecież kiedyś musieli się dorobić tych rarytasów), więc to powinni być dojrzali ludzie, ale nie są. Pitolenie o tym, że dziecko wychowa się samo, w żłobku przedszkolu, czy gdzieś tam, jest żałosne. Mamusia chce pracować, tatuś też. W weekend by gdzieś wyskoczyli i teraz albo cierpi dziecko, bo mają go w nosie, żyją jak wcześniej, tylko teraz po drodze z roboty odbierają dzieciaka z instytucji, która zastępuje rodziców. Związek szczęśliwy, rodziną tego nie nazwę. Bo dziecko raczej szczęśliwe nie jest, ale przecież tego nie powie, bo najpierw, nie umie, a później nie będzie miało porównania, skoro tak jest od zawsze, to dziecku się wydaje, że tak być musi. Takie dziecko, będzie w przyszłości tworzyło taki sam schemat ze swoim partnerem, partnerką. Koło się zamyka.

Opcja druga. Jedno z partnerów poczuje się do obowiązku, (bo dziecko, to obowiązek, wg małżeństwo, czy związek, to obowiązek), przeważnie matka i zmienia, modyfikuje swoje życie. Chce zajmować się dzieckiem, chce spędzać z nim czas. Nawet jeśli dalej pracuje zawodowo, to tak organizuje czas, żeby z dzieckiem pobyć. Odstawia imprezki co weekend, większość pieniędzy nie idzie na konto oszczędnościowe, czy wycieczki, tylko na potrzeby dziecka, a wiadomo, dziecko kosztuje. Drugiej stronie, średnio to pasuje i zaczynają się awantury i wytykanie dziecka jako błąd. Dochodzimy prawie juz do sedna. Jeśli jest ślub, to się jeszcze starają, jakoś to posklejać, dlaczego, dlatego że jak, to się mówi, mają nasra.e w papierach. Później ciężko z nowym partnerem, trzeba się tłumaczyć, itp itd, a to problem ze ślubem Kościelnym, no lepiej się dogadać niż po sądach latać. Jeśli ślubu nie ma, to wtedy krótka piłka, ja odchodzę i tyle. I temat jest krótki, przecież nic ich nie łączyło, prawnie, to byli i są wolni ludzie. Dziewczyna z dzieckiem zostaje sama. Bo umówmy się, ile procent mężczyzn zajmuje się dzieckiem po rozstaniu, rozwodzie, no bądźmy poważni. Jakieś 2% chce aby dziecko zostało z nim, może z 15%, oprócz płacenia na dziecko alimentów, które są obowiązkowe, poczuwa się i podchodzi emocjonalnie i sumiennie. Może ja mam socjologiczna schizę i za bardzo wszystko karkuluje, ale naprawdę taki jest schemat. Ta nowoczesność, nie idzie w dobrym kierunku. Naprawdę zaczyna się dziać coś strasznego. Ze związkami, z ludźmi z rodzicami. Ja wczoraj wyczytałam, że w żłobkach i przedszkolach rezerwuje się miejsca na dwa lata wstecz. Tzn, ze co, chwila moment ja, mam zarezerwować miejsce dziecku, którego jeszcze na świecie nie ma?

A teraz zobaczcie, to wszystko była historia ze zdrowym dzieckiem, a wyobraźcie sobie, co się dzieje, kiedy, tacy zapatrzeni w samych siebie ludzie mają dziecko niepełnosprawne. Odpowiedzcie sobie sami. Ja Wam opowiem historie dwojga młodych ludzi, którzy widzieli w sobie nawzajem cały świat, od zawsze.

Odkąd się poznali, dogadywali się bez słów, zaręczyli się, zamieszkali razem, docierali się, stwierdzili ze wezmą ślub, po niecałym roku przyszła pora na dziecko, którego chcieli, ktore było zaplanowane. Ciąża bez zastrzeżeń. Ciężki poród. 2 doba życia, diagnoza, dziecko nie słyszy. Strach, szok, milion pytań, szukanie pomocy wszędzie. Wiecie co, tym ludziom pomogło, modlitwa i bycie razem. Wsparcie. To że znali się i mieli siebie, że nie byli zadufani w sobie, byli i są młodzi, ale zawsze na pierwszym miejscu stawiali siebie nawzajem. Żadne z nich nie powiedziało, wiesz co, ja odchodzę, bo mnie jest za cieżko, bo ja się na to nie pisałem, ja się na to nie pisałam. Wiadomo, że bylo mnóstwo kłótni łez i pytań, ale On zawsze wiedział, że kiedy ona dostaje histerii, musi ja mocno przytulić i powiedzieć, że dadzą radę. Kiedy Ona krzyczała z bólu wewnętrznego, bólu i rozdarcia, on ja wyciszał i brał wszystko na swoje barki. Kiedy On, już nie mógł, kiedy siedział w kuchni o 2 w nocy z głową schowana w rękach, Ona brała go w ramiona i mówiła damy radę, będzie dobrze. Siedzieli razem do rana, rozmawiajac, patrzyli na ich dziecko śpiące w łóżeczku. Takie malutkie i bezbronne. Zawsze byli razem, ramię w ramię. Do wszystkiego dochodzili razem. Razem się dorobili mieszkania, samochodu, każdego urlopu. Nikt nikomu nie wypomina. Kłócą się, oczywiście, ale wiedzą, że wszystkie decyzje, które podjęli, były słuszne, że bycie razem, to największe szczęście, jakie mają. Że ta płyta z wesela puszczana, kiedy naprawdę jest mega ciezko i jedno do drugiego krzyczy NO PROSZĘ, TO ODEJDŹ ZNAJDZ SOBIE KOGOŚ, pomaga, że miłość przypieczętowana ślubem, jest słuszna.

Przykład rodziny, dają zawsze rodzice. Mają ogromny WPŁYW, na to jakimi jesteśmy ludźmi i jakie mamy priorytety. Moim priorytetem, zawsze była rodzina. Zawsze Igi i Czarek są na pierwszym miejscu. Nigdy i nikomu nie dam ich ruszyć.

Myślę, że moje życie nie jest łatwe, ale mam siłę, dzięki temu jak wychowali mnie rodzice i dzięki temu, że moj mąż, kroczy ze mną ramię w ramię, ze mnie kocha i kocha naszego syna, pomimo że Igi nie słyszy bez implantów . Walczymy razem, chociaż zdaniem wielu, jesteśmy za młodzi (bo ślub przed 30 to głupota) i my nic z życia nie użyliśmy. Jeśli tak myślisz, jesteś w błędzie, dla nas każda chwila razem jest na wagę złota, każda impreza bez niego, była beznajdziejna. Zawsze bardzo potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Myślę, że przeszlismy razem więcej niż niejedno małżeństwo z 30 letnim stażem. Jestem dumna z tego, że mam takiego męża. A Ty możesz powiedzieć to samo?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *