Zwierzątko dla malucha, tak czy nie ?
Ile ludzi tyle opinii. Odwieczny spór miłośników zwierząt z antyzwierzątkowcami. Spór między mężem, a żoną. Mieć, czy nie mieć, a jak już mieć, to kto będzie się tym pupilem opiekował?
W moim rodzinnym domu, od zawsze były zwierzęta, moi rodzice uważali, że dziecko, które ma zwierzę lepiej się rozwija, jest bardziej empatyczne i obowiązkowe. Mama i tata, kochali zwierzęta i chyba tą miłość zaszczepili we mnie i w moim bracie. Moje pierwsze zwierzę, to była ponoć świnka morska o imieniu Patryk, ale ja jej nie pamiętam. Ze zdjęć kojarzę jak wyglądała. Była biało ruda.
Kolejne zwierzątko, które już kojarzę, ba kochałam ją nad życie, to Figa. Mała czarna jamniczka, która praktycznie się z nami wychowywała. Dostaliśmy ją jak ja miałam jakieś 6 lat, a mój brat 2. Powiem wam, że ten jamnik, a w zasadzie jamniczka, to najbardziej cierpliwe zwierzę, jakie kiedykolwiek widziałam. Kapi robił z nią dosłownie wszystko, jadł z nią, spał z nią, nosił ją, bawił się z nią. Dopóki nie działa jej się krzywda, rodzice nie interweniowali. Nasza jamniczka najbardziej kochała tatę, ale to absolutnie nie miało dla nas żadnego znaczenia, my kochaliśmy ją nad życie, była bardzo mądra i troskliwa, codziennie wieczorem sprawdzała czy stan osobowy się zgadza 😉
Kiedy odeszła ja byłam już niezłą pannicą, płakałam parę dni, rodzice nie mogli patrzeć na moje cierpienie, więc kupili Bernardyna (wtedy już mieszkaliśmy w domku), a skoro ten Bernardyn miał być dla mnie, parę dni później kupili drugiego, suczkę, dla Kapiego. Zawsze byli mega sprawiedliwi. Więc takim sposobem mieliśmy Bellę i Betovena. Kochaliśmy ich nad życie, oni nas też. W między czasie do domu trafił York, którego mamy do dzisiaj, suczka Mika, to niezły gagatek. Był też owczarek niemiecki Cywil, którego nam ukradli, do dzisiaj nie mogę się z tym pogodzić. Był z nami krótko, nie miał czipa. Oczywiście w międzyczasie, były wszystkie kotki, pieski wróbelki i inne zwierzątka, które przynosiłam do domu, bo miały chore łapki, były samotne itp.
Wiadomo jak to dzieci, ciągle coś wymyślaliśmy, więc były rybki, chomiki, papugi, kanarki, amadyny (te ostatnie, to fanaberia taty). Zawsze u nas w domu zwierzę było, nie umieliśmy się bez zwierzątka odnaleźć, nie byliśmy sobą. Każde zwierzę, to członek rodziny. Od zawsze, na zawsze.
W domu rodzinnym mojego męża, było całkiem odwrotnie, co prawda mój mąż miał rybki, które uwielbia do dzisiaj, ale ani pieska, ani kotka, ani żądnego innego futrzaka nie było. Bynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Więc, jak możecie się domyślić, nie jest on zwolennikiem posiadania zwierzątka.
Młodszy brat mojego męża, zaaaawsze chciał mieć psa, więc jak moja Misia się oszczeniła, jeden piesek, suczka Frocia, wylądowała u niech, oczywiście po dłuuuuugich namowach teściów. Łatwo nie było, ale marzenie szwagra się spełniło, było to jeszcze jak mój mąż mieszkał w domu rodzinnym, a pomimo to, jakoś nie przywykł do zwierzątka u siebie.
Jeszcze zanim mieliśmy dziecko, wierciłam Czarkowi dziurę w brzuchu o psa. Nie mogłam się odnaleźć bez pupila. Chciałam mieć dużego Owczarka niemieckiego, takiego jak mój zaginiony Cywil… Nie zgodził się. Zawsze była jakaś wymówka, której ja ulegałam, ale szczęśliwa nie byłam, wiedziałam, ze prędzej czy później pupil będzie.
Kiedy urodził się Igi, mieliśmy mieć już ułożone zwierzątko, ale niestety nie poszło po naszej myśli, wyprowadziliśmy się daleko, do wynajmowanego mieszkania, ja byłam w ciąży, robiłam magistra, więc temat psa odpuściliśmy. Nie chciałam żeby piesek sam siedział w domu i tęsknił. W końcu, kiedy wróciliśmy z wojaży, kupiliśmy mieszkanie i nasz szkrab osiągnął w miarę „odpowiedzialny” wiek, postanowiłam postawić kawę na ławę i dałam mężowi wybór. Świnka morska albo pies. Nie ma opcji, dziecko musi się chować ze zwierzątkiem. Na moją korzyść było to, że Igi za parę dni, 17.02 ma swoje 3 urodzinki. Dziadkowie chętni do zakupu pupila, mamusia chętna. Tatuś, no cóż, lepsza świnka niż pies nie ??:D
On jeszcze nie wie, że pies też będzie, ale najpierw zobaczymy, jak Iguś poradzi sobie ze świnką.
Moim zdaniem, zresztą nie tylko moim, bo jest na ten temat mnóstwo badań, dzieci, które mają zwierzątko naprawdę wychowują się lepiej, są bardziej empatyczne, odpowiedzialne, bardziej dojrzałe. Mają poczucie obowiązku, wiedzą, że zwierzątko jest od nich zależne, że muszą o nie dbać. Dzieci z wszelkiego rodzaju problemami, powinny mieć zwierzę, bo jest to dla nich terapia. Bardzo ważne, żeby wybrać odpowiedniego pupila. Wiadomo, że jak dziecko jest małe, to jest to kolejny obowiązek dla rodziców, ale naprawdę warto. No chyba, że naprawdę jesteście anty, nie lubicie zwierząt i nie macie zamiaru się nimi opiekować, wtedy odpuśćcie. Zwierzę, to nie zabawka!
Pewnie zastanawiacie się, jaki pupil dla kogo? Hmmm myślę, że wujek Google i obsługa w sklepie pomoże Wam dobrze wybrać i odpowie na wszelkie pytania.
U nas padło na świnkę morską, dlatego, ze jest mniej krucha niż chomik. Świnki morskie są bardzo mądre, jeśli są od malutkiego u Was, bardzo szybko się przyzwyczajają, rzadko kiedy dziecko może mieć na nią uczulenie. Nie trzeba z nią wychodzić na spacery, ale wiadomo, trzeba utrzymywać klatkę w czystości. Świnka morska, żyje około 8 lat, więc dramatu po jej szybkim odejściu nie będzie. Można się do niej przyzwyczaić, dziecko uczy się obowiązku, no i jeśli jest jedynakiem, zyskuje cudownego przyjaciela na każdy dzień.
Nasza Pum, podbiła nasze serca, zdecydowanie, kochamy ją mocno, a jest z nami dopiero drugi dzień 😉 Według mnie, zwierzątko rozwesela cały dom i serca domowników, przytuli się kiedy trzeba, pocieszy, chociaż mówić nie umie. Już nie mogę się doczekać kiedy do Pum dołączy pies. Bo psa nie odpuszczę 😀