Wpis codzienny!

Wspomnień czar

Wspomnienia. Macie czasem tak, że kiedy dzieje się jakaś określoną rzecz lub okoliczności sprzyjają, wracają do Was wspomnienia z dzieciństwa? Ja, tak mam, kiedy wychodzi słońce, nie ważne, czy to lato, czy zima. Przypomina mi się wtedy moment, kiedy wróciliśmy z nad morza i mój malutki braciszek zabierał swoje rzeczy z auta.

Swoje rzeczy, haha, pomyślicie, że zabawki, czy coś, nie. On zabierał dwa wiadereczka miodu, które przywiózł od ukochanego wujka Bronka. Zawsze do niego jechaliśmy wracając z wakacji nad morzem. Uwielbiałam jeździć do wujka, tam, było jak w bajce. Malutka miejscowość, z jednym sklepem, wszyscy się znali. Dom wujka i cioci świętej pamięci, był taki cudowny, taki na bogato, z drewnianymi starymi, pięknymi schodami i schowkiem-najlepszą kryjówką w chowanego. Wujek był stolarzem i pszczelarzem. Zawsze czekały na nas piękne pokoje z pachnącą pościelą i smakołyki w kuchni. Ciocia gotowała i piekła rewelacyjnie, jej jabłecznik, mniam! Każdy posiłek, jadaliśmy wspólnie, było dużo śmiechu, radości i życzliwości. Największa zaletą, był ogród, z miętową huśtawką (Kapi, nie mówił zielony, tylko miętowy), Wszystkie grządki z warzywami, idealnie obsiane i wypielęgnowane, trawa, jakby ją cięto nożyczkami pod linijkę i kwiaty i drzewa. Jak w bajce, naprawdę. Do dzisiaj, jak zamknę oczy, widzę ten ogród (gdybym była u rodziców, znalazłabym Wam zdjęcie). Zawsze, chciałam taki mieć. Z całych wakacji, najbardziej czekałam na ten weekend u wujostwa. Marzyło mi się, że kiedyś zawiozę do nich mojego męża i dzieci, że będę siedzieć na kocu i patrzeć jak mój mąż buja nasze dzieci na miętowej huśtawce. Niestety… Ani mój maż, ani mój syn, nigdy nie poznali Cioci, a bez niej, to już nie to samo.

Pamiętam, ten klimat pod blokiem, kiedy dzieciaki czekały aż wrócimy, żeby im wszystko opowiedzieć, bo mało kto wyjeżdżał gdziekolwiek. Takie były czasy, mój tata był żołnierzem, więc nas było stać. Rok w rok, jeździliśmy nad morze. Caluśki tydzień rozpusty i szaleństwa. Kiedyś lato, to było lato, nad morzem, żar z nieba. Wracałam czarna jak murzynka, ten lans na opaleniznę i tatuaże z henny, a i te kolorowe warkoczyki we włosach. Teraz one kosztują grosze i są wszędzie, kiedyś to był towar deficytowy

Każdy, no mam bynajmniej taką nadzieję, że każdy, ma ze swojego dzieciństwa chociażby jedno, cudowne wspomnienie. Ja, mam ich całe mnóstwo, ale to, które Wam opisałam, lubię najbardziej, szczególnie, wtedy, kiedy wychodzi Słońce. Chciałabym, żeby moje dziecko, miało tak wspaniałe dzieciństwo jak ja. Będę o to walczyć, w zasadzie, to już zaczęliśmy z Kiciakiem, ciekawe jak się spiszemy 😉

Codziennie wieczorem, gdy zamykam oczy, niby już do spania, w głowie odpala się film z całego dnia. Zastanawiam się, czy Igi zasnął szczęśliwy, czy dzisiaj spisałam się dobrze jako mama, czy w przedszkolu było fajnie, czy nikt się z niego nie śmiał, nie wytykał go palcami. Coraz częściej zaczynam myśleć, jak będą wyglądały jego relacje z rówieśnikami. Jak będzie wyglądała jego edukacja, czy szkoła masowa i wszechobecny hałas, nie będą utrudniać mu funkcjonowania.

Myślałam, że najgorsze już za nami, że idziemy ku lepszemu, a tu okazuje się, że słynne przysłowie się sprawdza „ Małe dzieci-mały kłopot, duże dzieci-duży kłopot” Ja, to odnoszę do naszej sytuacji. Chociaż fakt, łatwiej jest ogarniać rzeczywistość z niemowlakiem, który ciągle śpi, je i się załatwia 😀 niż z roczniakiem, który zaczyna biegać, czy 3 latkiem, który ma własne zdanie na każdy temat. Myślałam, że pyskowanie, zaczyna się w okresie dojrzewania, a tu suprise !

Powtarzam sobie, dobrze, że wg mówi, ale czasami mam go ochotę udusić za te krzyki, tupania i fochy. Myślę, że dobrze, że ma swoje zdanie, że jest taki uparty. Nawet nie wiecie, jak ciężko jest wychować dziecko z jakimkolwiek „ubytkiem”. Gdyby słyszał od urodzenia i implanty, nie były mu potrzebne do życia, na pewno, nie pozwoliłabym sobie na takie pyskówki, ale w obecnej sytuacji myślę, sobie tak. Ja go nauczę, że ma być posłuszny i słuchać biernie, co się mówi, a potem nie będzie umiał się obronić. Nie wiem, czyj ma charakter, mam nadzieje, że chociaż trochę odziedziczył mojej butności i ciętego jęzora. W dzisiejszych czasach, bez tego ani rusz. Jak będzie, czas pokaże. Najwyżej zapisze go na kurs i odpowiednio wyszkolę, chociaż ja chyba cały czas go szkole. On się kłóci, ze mną tak, jak ja z moim tatą 😀 Staram się wszędzie szukać plusów, bo bez tego zwariowałabym całkowicie. Teraz jest mi ciężko. Po prostu mam gorszy czas. Miewałam już takie doły, wyjdę z tego, dam rade, muszę. Mam dla kogo.

Tymczasem, w gronie ślimaczków, witamy kolejną, piękną panienkę L. Trzymaj się mała, będzie dobrze. Wysyłam mnóstwo pozytywnej energii dla rodziców, przyda się Wam i mnie też, w zasadzie, ale dziele się swoimi ostatkami, bo TAK TRZEBA ŻYĆ KOCHANI 😉

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *